Jan Chrzciciel głosił: «Idzie za mną mocniejszy ode mnie, a ja nie jestem godzien, aby się schylić i rozwiązać rzemyk u Jego sandałów. Ja chrzciłem was wodą, On zaś chrzcić was będzie Duchem Świętym». W owym czasie przyszedł Jezus z Nazaretu w Galilei i przyjął od Jana chrzest w Jordanie. W chwili gdy wychodził z wody, ujrzał rozwierające się niebo i Ducha jak gołębicę zstępującego na siebie. A z nieba odezwał się głos: «Tyś jest mój Syn umiłowany, w Tobie mam upodobanie».
Chrzest Jezusa zapowiada to, co znajdziemy na kolejnych stronach Ewangelii: objawienie Jezusa jako umiłowanego Syna Boga, we wszystkim natchnionego przez Ducha Świętego. Z dala od Świątyni, od znawców Pisma i zwierzchników ludu, Jezus staje w tłumie penitentów. Przyłącza się do tych, dla których jedyną ucieczką jest miłosierdzie Boże. Bez żadnych przywilejów, solidarnie z nimi, przyjmuje chrzest. Jest to zapowiedzią Jego całkowitego zaangażowania.
Kiedy Jezus wychodzi z wody, trzy równoczesne znaki odsłaniają nam znaczenie tego wydarzenia: najpierw, uprzedzając chwilę, kiedy zasłona Świątyni rozedrze się w godzinie śmierci Jezusa, otwiera się niebo. W Jezusie zniesiony został dystans między Bogiem a ludźmi. Później, nie zmuszając Go do niczego, ani nic w Nim nie zmieniając, zstępuje na Jezusa Duch Święty, aby odtąd prowadzić Go w każdej sytuacji. Nie mając żadnych własnych planów, Jezus w pełni przyjmuje wolę Boga. W końcu Jezus rozpoznaje, że jest umiłowanym Synem, radością Ojca. Każdy z Nich oddaje wszystko i oczekuje wszystkiego. Z tej intymnej bliskości z Ojcem Jezus czerpie energie, by wypełnić swoją służbę. Nie ma innych planów ani projektów, jak tylko przyjąć w pełni nadzieję Ojca i oddać się jej całym sercem. Chce zawsze odpowiadać „tak” na pragnienie Boga i wcielić swoją odpowiedź w ludzką egzystencję. Ta komunia między Ojcem i Synem już jest urzeczywistnieniem Królestwa Bożego przychodzącego do świata.
Rozpoznanie Jezusa jako jedynego Syna ukochanego przez Boga to odkrycie Boga, który jest Ojcem, Boga, który nie jest samowystarczający i zadowolony z siebie, ale czeka na radość, od innego. Ponieważ Bóg swoje więzi opiera na miłości, stawia granice swojej wszechmocy i wszechwiedzy: Nie może odpowiedzieć za mnie i nie wie z góry, jak ja odpowiem! Nie przestaje jednak wierzyć we mnie. Daje z miłości, to znaczy nie narzucając niczego, jednak z nadzieją, że intencja, która Nim powoduje, zostanie rozpoznana i wywoła odpowiedź zainspirowaną taką samą odwagą: całkowitym i bezinteresownym zaangażowanie całego mojego życia.
Co to dla mnie znaczy, kiedy sobie przypominam, że Jezus jest w pełni człowiekiem i w pełni Bogiem?
Jak mogę przyjąć wolę Boga, żeby moje własne plany nie stawały się przeszkodą?
Skoro Bóg zostawia mi wolność, jak lepiej mogę ją wykorzystać?